Józefa Posch-Kotyrba


Urodziła się 22 lutego 1938 w Jaworznie. Ojciec był pracownikiem kopalni "Kościuszko", matka krawcową. W nocy z 11 na 12 sierpnia 1943 wraz z rodzeństwem i matką została aresztowana przez gestapo i uwięziona za działalność konspiracyjną ojca. W obozie śledczym w Mysłowicach jej matkę skierowano do obozu koncentracyjnego Auschwitz, a panią Posch-Kotyrbę do Polenlagru w Pogrzebieniu. Stamtąd trafiła kolejno do obozów w Kietrzu i w Potulicach (Ostjugendbewahrlager), gdzie przebywała aż do wyzwolenia w styczniu 1945. Po powrocie z obozu wychowywała się u dziadków w Jaworznie (rodzice zginęli podczas wojny - matka w Auschwitz, ojciec został rozstrzelany w nieznanym miejscu na Śląsku). Kontynuowała naukę, ukończyła Państwowy Zakład Wychowawczo Naukowy w Krzeszowicach, potem studia pedagogiczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Pracowała w szkole średniej w Jaworznie. Była wiceprezesem (obecnie jest członkiem) katowickiego oddziału Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych. Mieszka w Jaworznie.

Esesmani i funkcyjni, warunki życia w obozie

Tam dzieci dość często umierały - takie małe. Pamiętam piwnicę, gdzie w takiej skrzyneczce dziecko leżało i gdyby ktoś coś przeskrobał to go nawet straszono, że go tam wsadzą. Tam dzieci ze strachu, czy z przeziębienia nagminnie sikały i nieraz się porobiły. Jeden taki przypadek pamiętam, że kiedy dziecko się porobiło, to go dali do takiego garnka oszklonego na tym brudnym kocu i potem musiał się tym nakryć, a myśmy szli w takim jakby dwuszeregu, parami za nim i mieliśmy się z niego śmiać z tego powodu.

Warunki życia w obozie, choroby - śmierć w obozie

Stamtąd nas później przewożono, właściwie trudno powiedzieć gdzie. Są w dokumentach różne miejsca. Pamiętam jeden - teraz wiem, że to był rzekomo Polenlager Kietrz, mówiło się Katscher. Tam przebywali dorośli, którzy wychodzili do pracy - to jest podobno obecna fabryka dywanów w Kietrzu. Nas dzieci tam była garstka, wiec była taka umowa, że każde dziecko miało swojego opiekuna wśród dorosłych. Mną i siostrą opiekowała się taka pani Felusiowa, która miała trochę upośledzonego syna, a bratem jakaś pani Królowa z Suchej, garbata. Także każde dziecko miało taką opiekę. Rygor był tam bardzo duży, warunki liche: myliśmy się w zimnej wodzie. Tam była tak zwana ciemnica, gdzie za jakiekolwiek drobne przewinienie zamykano dzieci. Częstym widokiem, który pamiętam, to był widok, że w kocu nieśli umarłego. To oznacza, że zgony tam dosyć często następowały. Było takie pomieszczenie pod schodami, gdzie nas dzieci na chwilę zajmowano tak zwaną szkołą - uczyliśmy się liczyć do dziesięciu. A czasami wyprowadzano nas za bramę i wtedy na ulicy spotykaliśmy dzieci tamtejsze, które się bawiły, wózki z lalkami woziły, a myśmy szły parami i nie wolno było nam nawet urwać zielonego groszku jeśli rósł w polu.

źródło: http://obozynazistowskie.dsh.waw.pl/index.php?page=persons&id=548